Łomża 103,6 fm | Ostrołęka 93,9 fm | Grajewo 93,8 fm

Eugeniusz Lokajski “Brok” – fotograf Powstania Warszawskiego

Ramówka
Facebook
Twitter
Darowizna

Początek sierpnia 1944. Śródmieście Północne. Grupa Powstańców z kompanii “Koszta” w wejściu do kamienicy przy Moniuszki 5 (obok gmachu Filharmonii); od lewej: Zofia Domańska “Zocha” (siostra autora zdjęć), por. Roman Rozmiłowski “Zawada”, trzymający niemiecki zdobyczny pistolet maszynowy MP 28 “Bergmann”, ppor. Stanisław Kuśpit “Kruk” i kpr. pchor. Antoni Tuleja “Niedźwiedź”/fot. Eugeniusz Lokajski “Brok”/MPW

Eugeniusz Lokajski miał coś niesamowitego jako fotograf – skupiał się na ludziach. Fotografował w najtrudniejszych momentach w sposób, że na tych zdjęciach widać jak w dramatycznych chwilach ludzie zachowują człowieczeństwo. To zdjęcia, które mówią, że jest nadzieja w człowieku – mówi w rozmowie z Anną Czytowską Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.

– Czasem kiedy mówimy o Powstańcach zamykamy się na tę jedną, bardzo ważną, część ich historii. Eugeniusz Lokajski był człowiekiem pełnym pasji, olimpijczykiem, sportowcem.

– I zawsze fotograf, zawsze z aparatem fotograficznym. Przed wojną robił świetne zdjęcia sportów zimowych, fotografował też swoją narzeczoną podczas okupacji. Zawsze miał zdjęcia, ale zawsze je rozdawał, nie robił ich dla siebie i nie budował portfolio. Gdyby nie kontuzja mógłby zdobywać złote medale, rzucał oszczepem. Był dowódcą drużyny w Powstaniu Warszawskim, ale zajmował się głównie fotografowaniem.

– W jaki sposób przetrwały klisze z czasów Powstania?

– Zawsze opowiadam tę historię młodym ludziom, którzy pytają mnie jakie wartości wynosimy z Powstania Warszawskiego. To opowieść o potędze pomysłu i sprytu. Lokajski zginął trzy dni przed końcem Powstania w swojej ciemni w budynku trafionym przez bombę. Jego zdjęcia były już wywołane w rolkach i kiedy kończyły się walki do punktu, w którym stali Niemcy podeszła kobieta w kapciach, różowym pikowanym szlafroku, koszuli nocnej, miała zrobione papiloty z gazety, a w ręku miała klatkę z kanarkiem. Funkcjonariusze III Rzeszy, którzy brzydzili się osób psychicznie chorych i nie chcieli mieć z nimi kontaktu, kazali jej iść dalej, żeby się do nich nie zbliżała. To była siostra Eugeniusza Lokajskiego, która na dnie klatki z kanarkiem wynosiła negatywy brata. Kiedy te zdjęcia do nas trafiły zrozumieliśmy, że możemy Powstanie opowiedzieć inaczej, przez człowieka. Te wartości i uczucia, które malowały się na ich twarzach, mimo tego, że brali udział w czymś strasznym, pokazują, że mieli poczucie robienia czegoś dobrego.Że stoją po słusznej stronie świata.

Gruzy też są na tych zdjęciach, ale są w mniejszości. U Lokajskiego ważniejsi od samych walk byli ludzie, ich codzienność w kuchni, szpitalu, podczas Mszy świętej, ślubu czy codzienność młodych ludzi i uśmiech na twarzy.

– Część jego zdjęć jest pozowana, ale widać, że uczucia, które są między tymi ludźmi są prawdziwe. Czułość, sympatia, podziw, przyjaźń czy umiejętność poświęcenia – część obrazów to relacja reporterska z akcji i widzimy współpracę. Tam nie ma tylko bólu, cierpienia, przerażenia i rozpaczy. On starał się złapać coś, co definiuje człowieka jako istotę wyższą i że w najtrudniejszej sytuacji potrafi zachować człowieczeństwo jeżeli w coś wierzy, jeżeli coś go definiuje i determinuje. Dlatego właśnie uważamy Lokajskiego za wyjątkowego fotografa.

W komentarzu do albumu czytamy, że byli fotografowie czasów Powstania mający opory przed przekraczaniem granicy intymności, a Lokajski potrafił zbudować niezwykłą bliskość z fotografowanym człowiekiem, czego przykładem jest zdjęcie dziewczyny przeglądającej się w lusterku. Pokazuje bardzo naturalny, dziewczęcy odruch.

– To lusterko samochodowe zdjęte z ciężarówki. Ona rzeczywiście do tego lusterka się uśmiechnęła i poprawiała sobie fryzurę. Widać, że ten uśmiech jest prawdziwy. Cudowne, że w tym mieście pełnym gruzów, zagrożenia i spadających bomb, na widok lusterka dziewczyna chce poprawić urodę.

– Lokajski pokazywał też miasto, które bardzo się zmieniało wraz z kolejnymi dniami Powstania.

– To jest potworna historia, bo kiedy zdjęcia ułożone są chronologicznie, na początku widzimy radość przeplataną ciemną nutą w postaci rannego czy zniszczonego budynku. Potem proporcje całkowicie się zmieniają, na końcu są już tylko przerażeni ludzie w ruinach przysypani pyłem po wybuchach. Ale cały czas mają to “coś w oczach”, chociaż są bardziej nostalgiczni, do końca widać wolę walki, chęć zwyciężenia w imię wartości. Moja babcia poszła do Powstania, bo mówiła, że dla niej okupacja niemiecka była radykalnym złem. Ludzie byli rozstrzeliwani na ulicach i poniżani. Dla niej decyzja o walce była reakcją na to zło. Tak była wychowana, że ze złem należy walczyć. I to widać na tych zdjęciach.

– Dziś może się to nam wydawać nieprawdopodobne, ale jedna z tych kobiet powiedziała, że nie chciałaby żyć gdzie indziej i w innych czasach mimo, że to wszystko było straszne. To ta sprawa, którą trzeba odnaleźć i o którą trzeba walczyć w życiu?

– Młodzi ludzie myślą często o niezgodzie na zastany świat, chcą się przeciwko ograniczeniom buntować. Powstańcy mieli naprzeciw siebie najokrutniejszą, totalitarną machinę zła i mogli się jej przeciwstawić. To był świat wyraźnie czarno-biały. Konsekwencje tej walki był straszne, do dziś żałujemy, że oni przegrali. Ale sytuacja, w której ryzykujemy życie mogąc się przeciwstawić radykalnemu złu, jest sytuacją, o której wielu młodych ludzi marzy. Kiedy wiadomo kto jest zły, jakie są wartości, których należy bronić i musimy tylko zdecydować czy się w to angażujemy.

– Dziękuję za rozmowę.

Autor M. Sz.

2022-08-01

Więcej informacji z tej kategorii