W samo południe w Kaplicy na Cmentarzu Katedralnym w Łomży rozpocznie się pogrzeb 7-letniego Romka Lenczewskiego. Chłopiec został zastrzelony przez Niemieckiego żandarma w październiku 1943 roku.
„Zbliżające się niemieckie ciężarówki nie wróżyły niczego dobrego. Niespełna siedmioletni Romek Lenczewski natychmiast przerwał zabawę przed domem. Popędził, ile sił w nogach, do pracujących w polu rodziców, by ostrzec ich przed obławą. Gdy biegł, dosięgły go kule. Postrzelonego chłopca, oprawcy kazali zakopać w dole służącym do przechowywania ziemniaków. Historia Romka Lenczewskiego to opowieść o okrucieństwie niemieckiej okupacji, o patriotycznej polskiej rodzinie, a także o chłopięcej miłości i lojalności wobec rodziców”– tak brzmi początek przedmowy dr. Karola Nawrockiego – Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej w broszurze, która będzie kolportowana podczas uroczystości 19 maja w Łomży.
„Opis wydarzeń, które miały miejsce tego dnia w Leńcach, znany jest głównie ze spisanych wspomnień wymienionego już Jerzego Modrzejowskiego. Z jego relacji wynika, że grupa dzieci, w której znajdował się także Romek Lenczewski bawiła się niedaleko domu 33 w miejscu określanym jako „góra wiatrakowa”, gdzie rosła duża lipa. Z tego wzniesienia, które umożliwiało obserwowanie dużej połaci terenu, dzieci zauważyły zbliżającą się do wioski kolumnę niemieckich samochodów. Dwa z nich kierowały się bezpośrednio do gospodarstwa Lenczewskich „Samotyjów” i to spowodowało gwałtowną reakcję chłopców, którzy zaczęli biec w kierunku zabudowań. Biegnąc, krzyczeli głośno: „Niemcy! Niemcy!”, czym zaalarmowali mieszkańców. Trzyletni Jurek wbiegł do kuchni, w której jego matka przygotowywała ciasto na chleb. Zaalarmowana przez dzieci pobiegła do pokoju zajmowanego przez rodzinę Owsińskich, gdzie ukryte w pościeli znajdowały się trzy pistolety bliźniaków. Nie tracąc zimnej krwi, p. Jadwiga wrzuciła broń do dzieży z mąką. W tym samym czasie Romek Lenczewski pobiegł na pole do pracujących tam rodziców, by uprzedzić ich o zbliżającym się wojsku. Nie zdążył jednak dobiec, ponieważ został postrzelony przez jednego z żandarmów w głowę. Kiedy ciężko ranny leżał na polu, wokół trwały zatrzymania. Wydarzenia miały bardzo szybki przebieg. W ich wyniku aresztowano wszystkich mieszkańców domu Lenczewskich, łącznie z małymi dziećmi. Cała grupa jeszcze tego samego dnia trafiła do białostockiego więzienia, natomiast dramat ciężko rannego siedmiolatka rozgrywał się w obecności sąsiadów. Jeden z nich, przypadkowo znajdujący się w pobliżu, został zmuszony, by przenieść dającego jeszcze znaki życia chłopca do wykopanego na ziemniaki dołu. Tam, pod groźbą własnej śmierci, przysypał chłopca ziemią. (…) Jednak efekty przeprowadzonych badań były o tyle ważne, że przyniosły ostateczną odpowiedź na pytanie dotyczące momentu śmierci chłopca. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że w chwili składania ciała w dole, który na 77 lat, miał stać się jego grobem – Romek Lenczewski już nie żył. Udało się to ustalić dzięki szczegółowej analizie zmian patologicznych czaszki. Powstały one w wyniku dwóch postrzałów z broni palnej z dwóch różnych kierunków. Może to świadczyć o tym, że sprawca (lub sprawcy) najpierw postrzelili ofiarę w głowę, a następnie oddali strzał już do leżącego chłopca, odbierając mu w ten sposób życie” – fragment tekstu Bogusława Łabędzkiego z Biura Poszukiwań i Identyfikacji Oddziału IPN w Białymstoku, napisany w ramach broszury okolicznościowej „Bo tak go wychowano…”.
IPN/red. pg