Adwentowe oczekiwanie w napięciu
Adwent z łaciny znaczy „przyjście”. Liturgiczny adwent, symbolizowany przez kolor fioletowy, faktycznie rozpoczyna się w sobotę wieczorem, czyli I Nieszporami, i musi objąć 4 niedziele przed Uroczystością Narodzenia Pańskiego, a zatem tegoroczny potrwa 24 dni. Do 16 grudnia myśleć będziemy więcej o powtórnym przyjściu Chrystusa u kresu dziejów, natomiast od 17 grudnia już o Jego pierwszym przyjściu na ziemię w betlejemskiej grocie. W III Niedzielę Adwentu, czyli 15 grudnia, zwaną po łacinie Gaudete, uwzniośloną w liturgii przez kolor różowy, usłyszymy wezwanie: Radujcie się! Mszalne „Ogólne normy roku liturgicznego i kalendarza” określają adwent „okresem pobożnego i radosnego oczekiwania” (n. 39).
Adwent nie jest okresem pokutnym, aczkolwiek dniami pokutnymi są, oczywiście, jego piątki. Jaki zatem rodzaj pobożnej radości winien nam towarzyszyć w adwencie? Z pewnością wielu pamięta przynajmniej z mediów śp. księdza Jana Kaczkowskiego. To był ksiądz archidiecezji gdańskiej (od 2002 roku), doktor teologii, który ukończył także studia podyplomowe z bioetyki. Należał do założycieli Hospicjum w Pucku, którego potem został dyrektorem i kapelanem. Zdiagnozowano u niego kilka chorób, spośród których najgorszą był glejak mózgu. Zmarł w 2016 roku w Sopocie, w wieku 39 lat. Ponieważ udzielał się w mediach, więc jego świadomą drogę ku śmierci śledziło z empatią mnóstwo ludzi. On żył przez kilka lat niejako na przecięciu dwóch światów: tego doczesnego i tego wiecznego. I o adwencie w jednej ze swoich rekolekcyjnych konferencji mówił tak: „Bardzo lubię adwent i wbrew współczesnym liturgistom wcale nie nazywam go radosnym czasem oczekiwania. (…) To wcale jednak nie oznacza, że adwent musi być smutny. (…) Normalnie w adwencie odprawia się [msze] w szatach koloru fioletowego. To taki kolor liturgiczny, który przynależy do tak zwanych smutnych okresów, czyli Wielkiego Postu i adwentu. Te dwa okresy w ciągu roku jakoś ze sobą korespondują, choć oczywiście są inne. Adwent nie kojarzy nam się jednoznacznie z pokutą, ale nie powinien też być jednoznacznie wesoły. Chciałbym nazwać adwent nie tyle radosnym czasem oczekiwania, ile takim wytężonym czasem tęsknoty. A może nawet napięcia… Napięcia eschatologicznego”. Oznacza to, że mamy oczekiwać na radosne narodziny Jezusa w Betlejem (historyczne) tak, jakbyśmy oczekiwali na Jego powtórne przyjście u kresu dziejów (eschatologiczne). Czyli właśnie w pewnym napięciu…
Kluczowe dla tego okresu liturgicznego pozostaje wezwanie Jezusa, które programowo usłyszymy w I Niedzielę Adwentu: „Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie” (Łk 21,36). W oryginalnym tekście greckim Nowego Testamentu zacytowany werset brzmi dużo bardziej ekspresyjnie: „Trwajcie bez snu (agrypneite), w każdej porze prosząc, abyście nabrali sił”. Tę istotę czuwania wyrażają charakterystyczne dla adwentu roraty, to znaczy msze święte wotywne ku czci Najświętszej Maryi Panny sprawowane na granicy nocnych ciemności i porannego brzasku. Chrześcijanin w pewnym napięciu oczekuje wówczas wraz z Maryją Jutrzenką Zbawienia na światło Słońca nie znającego zachodu, czyli Jezusa Zbawcę, nabierając w ten sposób duchowych sił. Na koniec zatem kilka moich własnych uwag duszpasterskich dotyczących właśnie rorat.
Po pierwsze, muszą one w zasadzie odbywać się o wczesnej porze rannej, co nie oznacza, że nie można ich z myślą o dzieciach sprawować wyjątkowo w niektóre dni wieczorem. Jednakże uszczuplenie swojego snu należy naturalnie do postawy czuwania.
Po drugie, lampiony nie są rekwizytem typowo dziecięcym (jakby infantylnym). Rodzinny lampion może być jak najbardziej niesiony przez dzieci, ale jego wymowa jest „dojrzała”, gotowość na przyjęcie Słowa Bożego, oświetlenie drogi życiowej. Jeśli nie mam ze sobą lampionu, to przynajmniej rzut oka na „świecę roratnią” w kościele niech będzie jego wizualizacją.
Po trzecie, skoro eksperci liturgiczni wciąż jeszcze nie rozstrzygnęli, czy do „ducha adwentu” należy wykonywanie podczas rorat hymnu „Chwała” (pomijanego w niedziele adwentowe), można wprowadzić zróżnicowanie: w niektóre dni go pominąć, a w inne zachować, ale każdorazowo podając wiernym we wprowadzeniu do mszy świętej uzasadniający komentarz, np. w nawiązaniu do konkretnych treści czytań mszalnych.
Po czwarte, kluczowa musi być zwięzła homilia, bo czuwanie z Maryją to egzystencjalne szukanie woli Bożej, pozwolenie na prowadzenie się przez słowo biblijne: „Daj mi poznać Twoje drogi, Panie/ naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami./ Prowadź mnie w prawdzie według swych pouczeń./ Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję” (Ps 25,4-5). Nie wolno jednak jej przedłużać, choćby z racji na to, że wielu wiernych udaje się do pracy. Brak homilii adwentowej to znacząco obniżone standardy duszpasterskie.
I po piąte, ale rzecz najbardziej fundamentalna, czuwanie to stan łaski uświęcającej, nieprzywiązanie do grzechu. Wydaje się, że na tym polega ostatecznie najgłębsza istota rorat, przecież w eucharystii sam Pan przychodzi sakramentalnie. Dlatego duszpasterze powinni koniecznie zadbać o możliwość skorzystania z sakramentu pokuty i pojednania. Tu nie musi wcale chodzić o wielkopostne nawrócenie, ale raczej o adwentowe wyprostowanie i wyrównanie drogi. Chciałbym wręcz postawić tezę, że roraty to liturgia dla tych, którzy mogą jednocześnie przyjąć Komunię Świętą (pomijając, rzecz jasna, małe dzieci i osoby mające niepokonalne aktualnie przeszkody kanoniczne). Wszak etymologicznie adwent znaczy „przyjście”, nieprawdaż?
Z Bogiem!
(Hope)
Mail do Autora: hieronimkrystyn@wp.pl