Widać jak wiara wyznaczała jego zasadnicze decyzje. Decyzja o poświęceniu życia dla pacjentki wypływała z jego głębokiej wiary i systemu wartości, który wyniósł z domu. Ten czyn miał wyraźny duchowy aspekt – mówi w rozmowie z Anną Czytowską dr Milena Kindziuk, autorka książki “Edmund Wojtyła. Brat św. Jana Pawła II” (WAM).
– Dlaczego postanowiła Pani napisać książkę o Edmundzie Wojtyle?
– Wcześniej pisałam o Janie Pawle II, potem napisałam biografię matki, Emilii Wojtyłowej, później o rodzicach i cały czas Edmund pozostawał gdzieś w tle, w cieniu Jana Pawła II. Coraz bardziej mnie fascynował, wiedziałam, że to był niezwykły człowiek, jemu współcześni podkreślali, że był lekarzem, który mógł się zasłużyć dla ludzkości. To mnie intrygowało.
– Między Lolkiem a Edmundem była spora różnica wieku, ich dzieciństwo przypadało na zupełnie inne rzeczywistości historyczne. Jak wyglądały wczesne lata życia Edmunda?
– Edmund był od Karola 14 lat starszy, urodził się w Krakowie, w czasach zaborów. Nie miał tego szczęścia, o którym mówił Jan Paweł II, że mógł urodzić się w wolnej Polsce. Dopiero w 1913 roku przeniósł się z rodzicami do Wadowic.Ojciec był wojskowym, matka zajmowała się synem i domem. Finansowo nie powodziło im się najlepiej, była to skromna rodzina. Ich dom był domem patriotycznym, bardzo tradycyjnym i bardzo religijnym. Wojtyłowie przywiązywali wagę do tego, żeby Edmund wychowywał się w duchu wiary. Kiedy urodził się Karol to starszy brat był tym, który wprowadzał przyszłego papieża w wiarę.
– To właśnie Edmund pokazywał Karolowi świat przyrody, sportu, zabawy i przyjaźni.
– Edmund bardzo długo czekał na rodzeństwo i strasznie się ucieszył kiedy urodził się jego brat. Starsi mieszkańcy Wadowic opowiadali mi, że niemal się nie rozstawali. Kiedy tylko Karol trochę podrósł, Edmund wszędzie go zabierał: na mecze piłkarskie, przedstawienia teatralne zaszczepiając w Lolku miłość i pasję do teatru. Papież po latach wspominał, że pierwszy raz był w górach z bratem.
– Ich braterska relacja była bardzo czuła. Tam nie było przymusu, że znowu muszę się opiekować młodszym bratem.
– Sąsiadki w Wadowicach opowiadały, że Edmund z wielka radością przynosił kocyki, pieluszki kiedy matka była z wózkiem przed domem. Bardzo chętnie zajmował się Karolem, to była prawdziwa miłość braterska. Później kiedy Edmund był już lekarzem i pracował w Bielsku, Karol z ojcem co tydzień do niego przyjeżdżali. Papież wspominał później, że to był najszczęśliwszy czas w jego życiu.
– Jaki był Edmund jako lekarz?
– Bardzo chciał skończyć medycynę, był świetnym studentem, zdawał egzaminy przy owacjach kolegów. Dostał pierwszą pracę na oddziale zakaźnym, wyraził zgodę, żeby pracować na najtrudniejszym oddziale w czasie, kiedy nie było jeszcze antybiotyków. Miał pełną świadomość, że może się zarazić od pacjentów i przypłacić to życiem.Tak się stało. Do szpitala trafiła 20-letnia dziewczyna zarażona szkarlatyną, Edmund jako jedyny w całym szpitalu zdecydował się ją leczyć. Kiedy jej stan się pogarszał był z nią w czasie agonii, opiekował się do końca. Dziewczyna zmarła, Edmund się od niej zaraził, po czym umarł. Kiedy zbierałam materiały do książki, dotarłam do szczegółów dotyczących okoliczności jego śmierci. Poprosił o księdza, przystąpił do spowiedzi, Komunii, przyjął sakrament namaszczenia. Widać jak wiara wyznaczała jego zasadnicze decyzje. Decyzja o poświęceniu życia dla pacjentki też wypływała z jego głębokiej wiary i systemu wartości, który wyniósł z domu. Ten czyn miał wyraźny duchowy aspekt.
– Edmund nie byłby tak dobrym lekarzem, gdyby nie wychowanie go na dobrego chrześcijanina?
– To się u niego bardzo przeplatało. Miał świetnych profesorów na Uniwersytecie Jagiellońskim, którzy uczyli, że nie można oddzielać duszy od ciała, pacjent jest królem, któremu należy się najwyższy szacunek, a powołanie lekarskie jest służbą. Ale pierwsze takie słowa słyszał w domu od ojca i matki.
– O tym jak był poważany w swoim środowisku świadczy chociażby jego pogrzeb, na który przyszły tłumy mimo, że zmarł na chorobę zakaźną.
– W pogrzebie uczestniczyło całe Bielsko, mieszkańcy mówili, że nie pamiętali takiego pogrzebu. Ludzie chcieli oddać hołd heroicznemu lekarzowi, opisywała go prasa. Na pogrzeb nie przyjechała narzeczona Edmunda, Jadwiga. O jego śmierci dowiedziała się już po pogrzebie, pochówek organizowany był szybko. Zakaźnie chorych chowano następnego dnia.
– Edmund-lekarz, ale też Edmund-młody mężczyzna, który kochał. Był miłością życia Jadwigi?
– Tak, był miłością jej życia. Udało mi się dotrzeć do jej krewnych i świadectw spisanych w formie listów, które są najpełniejszą charakterystyką Edmunda. Opisuje jak zachwycał się pięknem gór i przyrody, jak widział w pięknie stworzenia piękno Stwórcy. Chciał mieć dom pełen dzieci i z tej miłości do dzieci brał się jego kult do św. Mikołaja.
– Jego pogrzeb był 6 grudnia.
– Tak, narzeczona powiedziała, że Mikołaj zabrał swojego przyjaciela 6 grudnia, a Msza żałobna była w kościele pw. św. Mikołaja. Ten święty był ważny w jego życiu. Jeśli chodzi o Jadwigę, kochała tak, że później z nikim się nie związała. Powiedziała: “Kochałam tylko raz”. Pozostała wierna tej miłości.
– Dziękuję za rozmowę.
fot. Wydawnictwo WAM