Łomża 103,6 fm | Ostrołęka 93,9 fm | Grajewo 93,8 fm

Czas ewangelizacji

Ramówka
Facebook
Twitter
Darowizna

Jesteśmy nieustannie wzywani do „Nowej Ewangelizacji”, ale co to znaczy w dobie
ograniczeń i wszechpanującej pandemii. W Wyższym Seminarium Duchownym w Łomży trwa formacja ewangelizatorów. O ewangelizacji w trudnych czasach pandemii i kursie, który nazywany jest „kręgosłupem” ewangelizatora z ks. Krzysztofem Kralką, dyrektorem Pallotyńskiej Szkoły Nowej Ewangelizacji, rozmawia Joanna Ekstowicz.

Kurs Paweł – co takiego kryje się pod tą nazwą?

– Kurs Paweł jest to szczególna formacja dla osób ze wspólnot kościelnych, zwłaszcza ze wspólnot ewangelizacyjnych. Jedenastodniowy kurs formacyjny o tym, jak głosić Ewangelię. Przyjeżdżają na niego osoby z różnych stron Polski, w tym roku też sporo osób z Łomży i z terenu diecezji łomżyńskiej, aby właśnie w takiej dynamice, rekolekcji i warsztatów, uczyć się, jak współczesnemu człowiekowi głosić Ewangelię.

Czy można nauczyć się ewangelizacji?

– Oczywiście. Nie tylko można, ale trzeba nauczyć się ewangelizacji. Kościół od samego początku, czyli od Jezusa, ewangelizuje w bardzo konkretny sposób, przekazując konkretną treść ewangelizacji, mając konkretny cel ewangelizacji i konkretne metody, więc ten kurs jest kursem biblijnym. Patrzymy bardzo mocno na to, jak głosił Jezus, jak głosili apostołowie, jak w swojej historii głosił Kościół. Jest też to taki czas, w którym uczymy się oceniać rzeczywistość, czytać znaki czasu, słuchać współczesnego człowieka, by w sposób adekwatny, konkretny, życiowy, nie ponad głowami, ale taki właśnie dotykający serca, kontynuować misję Jezusa i apostołów.

Ksiądz mówi: z jednej strony kurs, z drugiej strony rekolekcje. Można to pogodzić?

– Tak, oczywiście. Jest to pewien sekret tego czasu, ponieważ ewangelizować mogą tylko ci, którzy prawdziwe głęboko żyją z Jezusem. My używamy takiego słowa, że ewangelizować mogą tylko zewangelizowani, więc ten kurs jest cały czas głoszeniem Ewangelii tak, by Ona dotykała naszych serc, byśmy też, dzięki temu, te serca mieli rozpalone, by te serca były gorliwe właśnie dla Ewangelii, dla Jezusa, dla Kościoła. A z drugiej strony właśnie to, czego sami doświadczamy, słuchając Ewangelii, uczymy się przekazywać dalej.

Czy pandemia zweryfikowała metody i sposoby ewangelizacji?

– To co jest piękne w Kursie Paweł, to, że on uczy ewangelizacji w bardzo różnych sytuacjach. Ja akurat miałem kontakt z bardzo wieloma ludźmi, którzy w tej metodzie pracują i dzieliliśmy się tym, jak owoce Kursu Paweł, jak w ogóle styl życia, który ten kurs daje, pomógł nam nie tylko przetrwać pandemię, ale przede wszystkim ewangelizować podczas niej. Oczywiście wiele planów zostało pokrzyżowanych i tak naprawdę ten kurs jest jedynym Kursem Paweł w Polsce w tym roku. Inne zostały odwołane właśnie z powodów pandemicznych. Myśmy też bardzo mocno zastanawiali się i rozeznawali, jak poprowadzić go, aby zachować wszelkie środki bezpieczeństwa, aby każdy czuł się tutaj bezpiecznie. I rzeczywiście cieszę się, bo to się udało i uczestnicy też to podkreślają. Właśnie takie sytuacje, w których nie dzieje się tak jak zawsze, czyli coś wymyka się z naszych rąk, zostaje zburzona nasza strefa komfortu, to są bardzo dobre sytuacje, w których możemy odkryć, co tak naprawdę mamy w sercu, czy jesteśmy twórczy w ewangelizacji, czy nam tak naprawdę zależy. I ja z jednej strony, tak jak każdy, tę pandemię przeżywałem z niepokojem, ale z drugiej strony, dla mnie osobiście to było bardzo duże wyzwanie ewangelizacyjne, by to, czego się uczyłem przez te kilkanaście lat formacji do ewangelizacji, wcielać w życie w nowych warunkach, w nowych sytuacjach. I to jest bardzo rozwojowe, bardzo dobre, żebyśmy nie zastali się w schematach.

Czy udało się ewangelizować w czasie pandemii?

– Tak, udało się. Przede wszystkim w takiej ewangelizacji bardzo indywidualnej, bardzo osobistej, ale też w życiu wspólnotowym. Ja mieszkam na co dzień we wspólnocie życia ewangelizacyjnej. Jestem pallotynem i w naszym domu w Lublinie, w domu formacyjnym, mieszkają księża pallotyni i mieszkają ludzie, którzy przychodzą do nas na rok, aby uczyć się ewangelizacji. To są zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Dla nas ten czas pandemii był taką niezwykłą okazją na to, by bardzo intensywnie wejście w życie wspólnotowe, by bardzo mocno poświęcić czas na relacje, ale też na formację do głoszenia Słowa Bożego. Był to piękny czas i wspólnej modlitwy, i tych relacji dużo bardziej intensywnych, bo nie mogliśmy wyjeżdżać. Mam nadzieję, i tak mi się wydaje, że dobrze go wykorzystaliśmy. Przed nami jesień, która też nie wiemy, co przyniesie, jakie będą warunki, by ewangelizować. Jedno jest pewne: szansa będzie zawsze, pytanie, czy wykorzystamy to, co po prostu przychodzi, czy nie, czy staniemy się takimi ludzi, którzy po prostu zamkną drzwi, bo nie ma możliwości. Możliwości są zawsze, ale tutaj od ewangelizatorów jest wymagana twórczość, kreatywność, pewna nowa inwencja, by szukać nowych sposobów. To jest to, o czym mówił św. Jan Paweł II, że nowa ewangelizacja jest nowa w metodzie, w zapale, w nowych środkach wyrazu i to jest to, w czym dzisiaj znalazł się Kościół. Mamy nowe okoliczności i musimy Ewangelię głosić inaczej niż do tej pory, bo było mniej ludzi w kościele, bo pewnych rzeczy nie można robić. Musimy więc znaleźć nowe metody, nowe środki wyrazu. I to jest dobre, to na pewno sprawi, że Kościół się troszeczkę zdynamizuje i będzie musiał intensywniej myśleć, intensywniej tworzyć.

Rozwiązaniem jest przeniesienie ewangelizacji w świat Internetu?

– Nie. To jest pewien środek zaradczy, tymczasowy. Ewangelizacja – ona zawsze musi być indywidualna, bo Bóg osobiście przychodzi do człowieka. Ale dobrze się stało, że w tym czasie z taką mocą wykorzystywaliśmy Internet do ewangelizacji. Pozwoliło to zobaczyć m.in., ilu mamy twórczych kapłanów, którzy do tej pory byli gdzieś takimi „szarakami” i się nie wychylali. Nagle okazało się, że potrafią coś zrobić, coś nagrać, coś przekazać, że mają coś do powiedzenia, że jest to oglądane, słuchane. I to jest super, natomiast to jest tylko „przejściówka”. Ewangelizacja jest zawsze osobistym spotkaniem z drugim człowiekiem, jest pewną relacją. I tego nie da się zastąpić. Oczywiście, po tej sytuacji pandemicznej Kościół znowu wychodzi do człowieka, tak jak wyjść może i musi to zrobić w pewnych środkach ostrożności, niemniej jednak wiara rodzi się ze słuchania Słowa Bożego, gdy jesteśmy ze sobą twarzą w twarz.

Patrząc dzisiaj z perspektywy czasu, czy możemy wyciągnąć już jakieś wnioski z tego trudnego czasu?

– Ta pandemia to jest w ogóle ciekawy czas. Z jednej strony objawiła głęboką potrzebę modlitwy wspólnotowej, czy Eucharystii, nabożeństw. Wielu ludzi rzeczywiście pięknie przeżywało to za pomocą transmisji, gdzie do niedzielnej Eucharystii elegancko ubierali się, siadali całą rodziną przed ekranem, przyklękali, śpiewali, to było piękne. I głód, wyrażający się w tęsknocie: kiedy wreszcie będziemy mogli iść do kościoła. Ja osobiście, w naszej parafii w Lublinie, pallotyńskiej parafii Wieczerzy Pańskiej, widziałem, ponieważ nasz kościół był cały czas otwarty, była Adoracja Najświętszego Sakramentu, w ciągu dnia przewijało się tylu ludzi na modlitwie, że wcześniej w ogóle nie było ich aż tylu, że ludzie szukali innych sposobów. Tam, gdzie była możliwość, tam szli, żeby chociaż przez chwilę być w kościele, żeby uklęknąć przed Najświętszym Sakramentem. To pokazuje z jednej strony głębię wiary, ale niestety ta pandemia pokazała też, że wielu ludzi się odzwyczaiło, że wielu ludzi mówi też, że „no nie chodzę już teraz do kościoła, bo tak odzwyczaiłem się… wysłucham transmisji, to już jest mniejszy wysiłek”. To pokazało, że wiele z tych praktyk było praktykami bardzo zewnętrznymi, bardzo takimi tylko i wyłącznie z tradycji, przyzwyczajenia. I, gdy okazało się, że przez jakiś czas nie mam możliwości chodzenia, to tak naprawdę nic się nie stało, bo nie mam żadnego braku, nie mam żadnego uszczerbku, więc spokojnie zostaje bez tych praktyk. I tutaj Kościół ma wielkie zadanie ewangelizacyjne, by tych ludzi odzyskać. Wiemy, że ludzi do Kościoła wróciło mniej i są takie miejsca na mapie Polski, gdzie ludzi wróciło bardzo mało. I teraz to jest właśnie wyzwanie ewangelizacyjne, jak do nich dotrzeć i jak pokazać im Boga, którego tak naprawdę po części odrzucają, skoro nie potrzebują się z Nim spotkać w sakramentach. Dlatego też ten czas przed nami będzie na pewno bardzo trudny, bardzo wymagający. Ja wierzę, że będzie do czas, w którym Kościół będzie przeżywał to Franciszkowe nawrócenie pastoralne, gdzie Kościół, ludzie Kościoła: kapłani, osoby konsekrowane, świeccy, będziemy musieli przeżyć głębszą refleksję nad istotą i nad fundamentem naszej wiary.

Zatem jak ksiądz widzi rolę świeckich w ewangelizacji?

– Ja sobie nie wyobrażam sobie Kościoła bez zaangażowania świeckich w ewangelizację. Całe moje życie kapłańskie, duszpasterskie, to jest formacja świeckich do tego, by przekazywali wiarę. To jest też wielkie zaniedbanie Kościoła, bo w wielu miejscach księża uważali, że nie potrzebują świeckich współpracowników w ewangelizacji, że sami sobie dadzą radę. Okazuje się teraz, chociażby przez pandemię, że to jest kłamstwo, że ksiądz nie ma żadnych możliwości, żeby dotrzeć do tych ludzi, którzy nie przychodzą do kościoła. Ksiądz nie ma czasu, żeby codziennie godzinami indywidualnie rozmawiać, że ksiądz potrzebuje zastępu świeckich zaangażowanych, głębokich w relacji z Bogiem, którzy naprawdę tego Boga pokażą tym, którzy od Niego odeszli. Być może to mocno zabrzmi, ale uważam, że przetrwają tylko i wyłącznie te parafie i te miejsca w Kościele, w których będziemy mieli do czynienia z dobrą współpracą świeckich z kapłanami i z osobami konsekrowanymi, gdy to będzie ewangelizacja robiona razem, z uszanowaniem swoich powołań, swoich kompetencji, swoich praw i obowiązków w Kościele, ale jednak we współpracy.

Dziękuję za rozmowę.

[related limit=”5″]

Autor adam

2020-08-29

Więcej informacji z tej kategorii

Rozmowa RN: bp Mariano Crociata

Rozmowa RN: bp Mariano Crociata

Przed jakimi wyzwaniami stoi dziś Kościół w Europie? Który temat podczas trzydniowego Zgromadzenia Plenarnego COMECE w...